środa, 9 lipca 2014

#25

Witajcie c;
Komentując wasze blogi czuję się jak hipokrytka. Piszę, abyście się nie głodziły a sama to robię. Inaczej nie umiem, nie umiem patrzeć na czyjeś cierpienie. Na swoje mogę, sama je wywołuję, patrzę na nie. Nie rusza mnie moje cierpienie, ale innych za bardzo. Wczoraj w planach miałam jeszcze trochę ryżu, tak aby dobić do 500 kcal. Nie zjadłam bo na spacerze spaliłam 370 kcalm a miałam w planach 500, czyli po prostu całość. To dopiero hipokryzja.

Dzisiejszą głodówkę przetrwałam. Nie wiem jak. Robiłam obiad i nie podjadałam. Tata do mnie dzwoni, że już jedzie i czy obiad gotowy. Dobrze, że zadzwonił bo bym zapomniała ubrudzić talerz. A co czuję po udanym dniu głodówki? Głód, do 15 miałam mrożoną herbatę, tym oszukiwałam żąłądek, później mi się najzywyczajniej nie chciało.
Bilans:
świadomość chudnięcia-0 kcal

To dopiero wygląda pięknie. Podoba mi się to. Boję się nadchodzącego tygodnia diety. Limity to 150, 200, 400, 350, 250, 200, fast. Chociaż podoba mi się to, że 400, 350 przypada na weekend. Mam nadzieję, że przetrwam. Dziś też się oszczędzałam, to była moja pierwsza głodówka, nie wiedziałam jak organizm zareaguje. Ale oprócz głodu nie czułam czegoś niezwykłego typu osłabienie. Tak więc jest dobrze. Przybywa nas, szczerze to jakoś nie za bardzo się cieszę. Kolejne osoby, które się pakują w to bagno.

Trzymajcie się.
Chole


7 komentarzy:

  1. Podziwiam :) Mnie głodówka udała się tylko raz, czułam się świetnie *.* Planuję nową w najbliższej przyszłości, ale taką nieco dłuższą. Ciekawe, czy wypali.
    Hipokryzja- wiem, co mówisz. Niedawno gadałam z koleżanką o tym, że jej 800 kalorii dziennie (jest na diecie) to strasznie mało, przez taką dawkę nic nie schudnie, minimum to 1200, żeby potem nie było jojo. Ha! To dopiero. Gdyby ona wiedziała...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś bardzo silna, świetnie Ci idzie, oby tak dalej. Rozumiem, o czym mówisz niestety. Powodzenia dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. gratuluję pierwszej głodówki! super, że dałaś radę, takie jednodniowe są naprawdę fajne, można się poczuć lepiej. jak już sama się ogarnę to też sobie zrobię, dla oczyszczenia.
    wiesz, ja mam teraz taki okres, w którym bardzo dużo myślę nad tym, co się tutaj dzieje, nad tym, ile problemów potrafi sprawiać jedzenie. martwiłam się jeszcze niedawno wszystkimi dziewczynami, które wchodzą w pro anę (chociaż sama do pro any aspirowałam), ale komentarze przed moim niedawnym postem mnie uspokoiły trochę. większość dziewczyn pisała, że to ich wybór i nie ma się co przejmować. dziwnie mi, ale niech tak będzie. to jest wybór każdej z nas i niewykluczone, że część z nas odpadnie po drodze, bo nam się odechce. nie każdemu ana wyryje w pamięci nieodwracalne piętno. pewne jest, że wejście w tą społeczność równa się mnóstwo wsparcia, którego każda z nas potrzebuje. chyba dlatego tyle osób do pro any ciągnie. nie wiem, co chcę właściwie napisać. też często czuję się jak hipokrytka.
    trzymaj się, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie możesz tak, zaczynam się naprawdę martwić, bo siebie wykończysz. Musisz zacząc porządnie jeść, naprawdę. Długo tak nie uciągniesz. Trzymam kciuki, powodzenia.:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsza głodówka, to takie nieopisane uczucie. Sama je dobrze pamiętam. Totalna pusta. Zero. Nic nie zalega. To całkiem przyjemne i bolesne jednocześnie. Ale bardzo podziwiam, że przetrwałaś. Ja już tego nie praktykuję. Pewnie i tak bym nie dała rady, ale Ty poradziłaś sobie na piątkę z plusem!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow zadziwiasz mnie każdego dnia :D Idzie Ci wręcz idealnie. Jak masz większe limity to dociągaj do nich, nic Ci przecież od tego nie będzie, a możesz uniknąć ewentualnych napadów na głodówkach, albo limitach 100 kcal. Gratuluję silnej woli i wytrwałości. Oby tak dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Głodówka to trudna rzecz, masz silną wole. Uważaj tylko na napady, ale wiem, że tobie sie nie przydarzy :)
    Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń